Oj, się porobiło

  Ten ostatni czwartek był dniem, w którym los zaczął drażnić rzeczywistość swoimi ironiami. Zmarła babcia mojej synowej. Babcia, która, wydawało się, czekała ze swoim odchodzeniem tylko na jedno: powrót wnuka z zagranicy. Nie potrafię pojąć, jak przebogata musi być więź pomiędzy ludzkimi sercami, by jedno z nich było w stanie wytrwać na granicy dwóch światów, czekając na ostatnie pożegnanie.

 Mój syn, który z racji pracy nie przebywał w kraju, właśnie wrócił zza granicy aby spojrzeć w oczy swojej babci po raz ostatni. I kiedy jego kroki zabrzmiały echem w domowym korytarzu, kiedy jego dłoń złapała jej zmęczoną rękę, zegar wybił północ. Dziesięć minut później, w otulinie cichej szpitalnej nocy, babcia oddała ostatni oddech. Była godzina 00:10, dzień 27. urodzin mojego syna. Ten szczególny zbieg okoliczności sprawił, że moment ten na zawsze został wryty w nasze pamięci jak symboliczna pieczęć, łącząca początek i koniec, życie i śmierć.

 Ironia losu sprawiła, że w dniu, w którym mój syn miał celebrować kolejny rok życia, został zmuszony do zawieszenia tej radosnej tradycji na rzecz zadumy i refleksji nad przemijaniem. Dla mnie jako matki i jako kobiety stojącej w oberży półwiecznej życia, stało się to momentem głębokiego namysłu nad tym, czym jest istota ludzka, jak bardzo skomplikowane są nasze relacje i jak cenne mogą być ostatnie chwile.

 Dzisiaj byłam na różańcu w intencji duszy zmarłej. Tam, wśród szeptów i westchnień, rodziły się pytania o odwieczną obecność, o życie po życiu, o sens przechodzenia przez tyle różnych etapów, by ostatecznie znaleźć się w punkcie wyjścia.

 Jutro szykujemy się na mszę żałobną i pogrzeb. W głębi serca wiem, że to nie tylko okazja do pożegnania bliskiej osoby, ale i szansa na wspólne przemyślenie tajemnicy, której każdy z nas pragnie doświadczyć – tajemnicy pełni życia, nawet gdy to życie wydaje się dobiegać końca.

 O nas, "półwiecznych babkach" mówi się, że mamy w sobie siłę i mądrość, aby dzielić się spostrzeżeniami, które mogą dodawać otuchy naszym bliskim. W tych przemyśleniach i rozmowach kształtuje się nasza obecność, nasz wkład w ciągłość pokoleń. Babcia mojej synowej, pomimo swojej śmierci, niesie ze sobą lekcję o niezłomności ducha i o zdolności wyczekiwania na to, co w życiu najważniejsze – miłość tych, którzy są naszą rodziną, zarówno tej, którą tworzymy, jak i tej, w którą zostaliśmy wpleceni przez los.

 Niech to będzie przypomnieniem, że każdy dzień przynosi zmiany, wyzwania, a czasem bolesne rozstania. Ale w każdym z tych doświadczeń kryje się potencjał odnalezienia głębszego sensu, celu, który przekracza granice naszej świadomości. Nawet w żalu i smutku możemy odkryć tajemnicze piękno bycia częścią czegoś większego niż my sami. Nasze rozmyślania, smutki i radości – wszystko to tworzy nieustającą opowieść o życiu, którą warto czytać aż do ostatniej strony.

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Smaki Kociewia w Zajeździe Gniewko

Natura kobiety rozkwita w ogrodzie.

Wczoraj to już historia, a jutro to tajemnica...