Opieka nad wnukami – chaos, miłość i ciche sukcesy

 Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi, a jego promienie mieniły się w ciepłych barwach, wręcz zapraszających do szeptanego do ucha dnia: "Dość już, możemy odpocząć". Jednak w domowej scenerii, kiedy troska o maluchy wypełnia pomieszczenie dźwiękiem i energią, zakończenie dnia zdawało się być jedynie pobieżną sugestią.

 

Dzisiaj była kolejna taka odsłona – pilnowanie wnuków. Młodszy z nich, którego roczek zbliżał się wielkimi krokami, stanowił żywy przykład tego, jak energia młodości potrafi przeciwstawić siękażdej przewidywalności. Dziecko to, mimo swej nikłej ilości przeżytych lat, już śmiało stawiało kroki, balansując na granicy równowagi i chaosu. Ale kiedy nadszedł wieczór – ten czas, w którym cienie stają się dłuższe, a zmęczenie dnia jednocześnie otula i przytłacza – mały człowiek wpadł w wir niezadowolenia. Jego płacz mógłby, jak wierzę, wstrząsnąć spokojem nawet najbardziej obojętnego sąsiada.

 

Przyznam szczerze, ulgą jest, że moje obecne cztery ściany dzieli od innych ludzi coś więcej niż tylko kartonowo-gipsowa przegroda. Mój wnuczek uczynił z płaczu wodospad emocji, który jednakże, prawdopodobnie dzięki zmęczeniu i ciepłu kąpieli, szybko zamienił się w spokojne bicie serca śpiącego maluszka. Teraz leży tuż obok, na małżeńskim łożu, które przez lata dzieliłam z moim drogim współtowarzyszem życia, jego dziadkiem. Słodki, mały człowiek oddaje się najspokojniejszym snom, a jego maleńki oddech przypomina mi o tajemnicach wszechświata, które każdego dnia są tuż obok nas, tuż pod powierzchnią tego, co uważamy za "normalność".

Z drugiej strony zawierucha zwana "wnusiem, który ma prawie trzy latka" okazuje się być niezmordowanym akumulatorem doznań. Jego energia jest zaraźliwa, a chrapliwe "Babciu, jeszcze nie chcę spać!" to refren, który rozbrzmiewa w kątach naszego domu i rozświetla powoli mroczną kuchnię. Jego rosyjska ruletka z zapałem do poznawania świata i potrzebą snu jest rozgrywką pełną napięć. Dlatego też to ja – jego babcia – jestem obecnie jego partnerką w tej tanecznej interpretacji wieczornego odpoczynku.

 

Pisząc te słowa, rozpiera mnie mieszanka uczuć. Rozczulenie, szczęście, a nawet odrobina wyczerpania. To ostatnie uczucie z pewnością znane jest wielu smakoszom życia, dla których rodzina jest niczym inny niż restaurant serwujący pełne menu miłosnych doświadczeń. Daleka jestem od narzekań, w końcu to wszystko składa się na rozdziały mojej "Rozmyślania półwiecznej babki".

 

Są dni, kiedy zgłębianie sensu i celu życia w dojrzałym wieku przychodzi z łatwością obserwacji chodzącego pisklęcia lub w zgłębianiu uniwersum zawartego w spojrzeniu niemal trzylatka. Możemy wertować księgi filozofów, słuchać mędrców, podróżować po świecie w poszukiwaniu prawdy – a jednak odpowiedzi przychodzą cicho, podczas rozbawionego śmiechu wnuczka albo przez chwilę zadumy, patrząc na jego bezbrzeżny sen. To w tych kruchych, pozornie codziennych momentach odnajdujemy drogowskazy do głębin własnej duszy.

 

Dziś wieczór, gdy gwiazdy wykwitną na nocnym niebie, a wnusio w końcu ulegnie rozkazom Morfeusza, poszukam chwili dla siebie. Opuszczę światło w pokoju, zasiądę przy oknie i – obdarowana ciszą – będę kontemplować te proste, a jakże zarazem skomplikowane trakty życia. Bo może to właśnie w tych codziennych zadaniach, tych miłosnych potyczkach z chaosami młodości, leży prawdziwe piękno dojrzałego życia. Skryte nie w rozmyślaniach skrojonych na miarę filozofa, a w miejscu, gdzie nasze serca śmiało mówią do nas: "Wnukom jesteśmy potrzebni, dla nich istniejemy. A w opiece nad nimi odnajdujemy sens i cel, który wydawał się gdzieś daleko, a tak naprawdę był tuż, tuż...". 

*Tak właśnie minął kolejny dzień z życia półwiecznej babki, refleksyjnej, szczęśliwej i pełnej nadziei, że każdy kolejny dzień przyniesie nową dawkę wdzięczności za prywatne momenty w podróży przez świat rodziny i miłości.*

 
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Smaki Kociewia w Zajeździe Gniewko

Natura kobiety rozkwita w ogrodzie.

Wczoraj to już historia, a jutro to tajemnica...