Zakaz narzekania...


Na przestrzeni lat, pełnych nieoczekiwanych zwrotów akcji i niezliczonych trosk codzienności, poznałam jedną nieprzemijającą prawdę: ludzie miewają skłonności do narzekania tak samo jak odczuwają pociąg do słodkich, małych przyjemności życia. Zrozumiałam to, pracując z ludźmi w najprzeróżniejszych miejscach – od zgiełku sal szpitalnych, przez sznur oczekujących na listy i paczki, aż po rodzinną serdeczność przy wspólnym stole. I z każdej z tych perspektyw, przez każde z tych okien, widziałam narzekanie – tę naszą ludzką słabość, która rzuca cienie nawet na najjaśniejsze dni.

 Ciepło czy zimno, bogato czy skromnie – narzekać wydaje się być w ludzkiej naturze. Ale czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego? Wrażenie mam, że narzekanie daje nam poczucie wspólnoty. Jest jak dzielona z przyjacielem filiżanka gorzkiej kawy, przynosząca ulgę w gorzkich doświadczeniach. Oddaje głos naszym narastającym frustracjom i maluje na twarzy rozmówcy zrozumienie – lub przynajmniej płomienną chęć podzielenia się własną opowieścią trudów i znojów.

 Z początku nie przeszkadzało mi to stałe lamentowanie, nawet samą zdarzało mi się spędzić sporą chwilę na zwierzeniach. Jednak z czasem zaczęłam dostrzegać, jak narzekanie rozszerza swoje korzenie jak chwast w ogrodzie pozytywnego nastawienia.

 Wszelako – czyż nie słuszniej jest podlewać kwiaty niż chwasty? Zamiast więc pochylać się nad swoimi problemami jak nad bezlitośnie rosnącym bluszczem, postanowiłam obrać nową strategię: zakaz narzekania. Była to twarda decyzja, a któż z nas lubi rezygnować z przyzwyczajeń, nawet tych szkodliwych?

 "Dlaczego miałabym rezygnować z mojego niezawodnego strumienia negatywizmu?" - spytać może ironicznie, a może i z utęsknieniem, czytelnik. A ja odpowiem: ponieważ narzekanie, choć może przynosić chwilową ulgę, w rzeczywistości umacnia nasze problemy, zamiast pomagać je pokonywać. Zaczyna działać jak błoto przyklejające się do butów i ciągnące nas w dół, w stronę pesymistycznego patrzenia na świat.

 A przecież praca z ludźmi ma w sobie coś pięknego. Kiedy pozwalamy sobie na bycie bezpośrednimi i autentycznymi, nagle dostrzegamy, że większość z nas pragnie tych samych rzeczy – bycia zrozumianym, akceptacji i odrobiny życzliwości. Zamiast więc podsycać żar niezadowolenia, moglibyśmy skupić się na tworzeniu wiązań, które oparte są na pozytywnym rozumieniu i wspieraniu się nawzajem.

 Tak więc, drogi czytelniku, odradzając narzekanie, nie zachęcam do zaprzeczania rzeczywistości czy ignorowania problemów. Raczej zastanówmy się, co każdy z nas może uczynić, aby przekształcić troski w ponadnormatywne pozytywne działanie. Może to być tak proste, jak uśmiech w stronę zmęczonej sprzedawczyni czy ciepłe słowo dla sfrustrowanego kolegi.

 Zapraszam Cię zatem do wspólnej podróży, w której będziemy stawiać czoła naszym skłonnościom do narzekania prostymi, lecz potężnymi narzędziami: wdzięcznością, życzliwością i odrobiną nieskazitelnego humoru. W końcu pamiętajmy – każdy dzień, w którym wybieramy uśmiech zamiast grymasu, jest już w sobie małym zwycięstwem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Smaki Kociewia w Zajeździe Gniewko

Natura kobiety rozkwita w ogrodzie.

Wczoraj to już historia, a jutro to tajemnica...