Nieinstagramowe historie. Autentyczność.

 

W dobie, gdy media społecznościowe zdominowały nasze życie, a Instagram stał się najwygodniejszym sposobem na dzielenie się chwilami z naszym otoczeniem, coraz trudniej jest nam zachować autentyczność. Zadaję sobie pytanie: co tak naprawdę chcemy pokazać światu? Czy jesteśmy tylko idealizowanymi wersjami siebie, czy może jednak zmierzamy ku głębszemu zrozumieniu tego, kim naprawdę jesteśmy?

Wielu z nas przywiązuje ogromną wagę do tego, jak wyglądają nasze zdjęcia. Naturalnie, chcemy, aby były piękne, przyciągające uwagę, by zyskać lajki i pozytywne komentarze. Jednak czy te chwile radości w sieci są naprawdę zależne od idealnie skomponowanych kadrów? A może warto wychować nasze przyzwyczajenia w kierunku autentyczności?

Wracając do wspomnienia siedzenia w ogródku – dzisiaj postanowiłam pokazać Wam, jak sieję warzywa. I nie, nie zamierzam zatuszować pogody, ani wprowadzać w życie planu perfekcyjnego wyglądu. Oto ja – w gumowcach, z rozczochranymi włosami, w ogrodzie, który nie zawsze wygląda jak z reklamy na Pinterest. I wiecie co? To jest w porządku. Dziś nie udajemy, że wszystko jest idealne. Dziś celebrujemy prawdziwe momenty.

Podczas gdy brudne gumowce i rozczochrane włosy mogą wydawać się dalekie od doskonałości, są prawdziwym odzwierciedleniem mojego życia. Każde nasiona, które wkładam do ziemi, przypominają mi, że nie zawsze potrzebuję estetyki. Ważniejsze jest to, co czuję i co pragnę przekazać innym.

 Tak, w ogrodzie, gdzie zamiast w eleganckich szpilkach i z perfekcyjnym makijażem, wypełniam czas w gumowych kaloszach, z włosami w nieładzie. Gdy zakładam rękawice ogrodnicze i biorę do ręki nasiona warzyw, czuję się jak prawdziwa czarodziejka. Wsiąkam w ziemię, czuję jej zapach, strukturę pod palcami. I wchodzę w tę dziedzinę, gdzie nie chodzi o to, jak pięknie wyglądam, ale o to, jak piękne rzeczy mogę stworzyć.

 Każda z tych małych, niepozornych chwil z gorącym słońcem na plecach czy zimnym wiatrem w uszach jest wyjątkowa. Nie ma w tym miejsca na edytowanie, usprawnianie czy poprawianie. Kiedy patrzę na te małe nasiona, przypominam sobie, że autentyczność to nie tylko pokazanie prawdy na zewnątrz, ale także przyjęcie prawdy wewnątrz. Takie warzywa nie wyrastają z idealnych okoliczności. One potrzebują czasu, opieki i, co najważniejsze, miłości. Niech każdy liść, który wyrasta z ziemi, przypomina mi o tym, by być dokładnie tym, kim jestem – z wadami, zaletami i każdym z moich nieidealnych dni.

 Prawdziwa historia nigdy nie opiera się na perfekcji. Zamiast tego jest jak nieogarnięty ogród – z chwastami, czasami przyschniętymi roślinami, oraz małymi, ale dzielnymi warzywami, które dzielnie walczą o swoje miejsce na słońcu. Każde z nich ma swoją opowieść, a ja mam swoją.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Smaki Kociewia w Zajeździe Gniewko

Natura kobiety rozkwita w ogrodzie.

Wczoraj to już historia, a jutro to tajemnica...