Wciąż żywe wspomnienia.
Robiąc powoli porządki na poddaszu, dokonywałam swego rodzaju archeologii własnego życia. Składało się na nią strych pełen tajemnic, kąt wypełniony krzykliwymi reklamówkami – które kiedyś, ma się rozumieć, służyły za niezawodne naczynia na zakupy – wśród nich dwie pełne małych zakrętek, które zbierałam z myślą o jakiejś abstrakcyjnej, ekologicznej misji. Dwa worki małych słoików, równie ambitnie przygotowywane do przyszłych przetworów, teraz stały się reliktem moich niezrealizowanych, kulinarnych aspiracji. Wciąż szperając wśród resztek przeszłości, natrafiłam na starą szafę, kwintesencję opuszczonych wspomnień. I wtedy to znalazłam je – moje stare książki z Liceum Medycznego, wydziału pielęgniarstwa. Były tam również zeszyty, świadectwa drobnych triumfów i porażek, wszystko to, co kiedyś myślałam, że zostawiłam daleko za sobą. Ale nie tylko książki przywoływały historie. Był tam też zeszyt z praktyk, który sprawił, że moje serce gwałtownie przyspieszyło. Zapisan...